2013/11/14

Żółta z królem Stasiem- Zamek Królewski w Warszawie

  Tak się złożyło, że przyszło nam mieszkać w Warszawie. Nad zaletami i wadami takiego rozwiązania można się rozwodzić długo, ale rzadko prowadzi to do jakichkolwiek konstruktywnych wniosków. Nie będę na razie tego robić, chyba, że się kiedyś ostatecznie wścieknę. Niezależnie jednak od naszego stosunku do samego miasta, nie mogliśmy nie skorzystać z okazji, jaką jest możliwość darmowego zwiedzenia rezydencji królewskich. Zaczęliśmy od Zamku Królewskiego- to był w końcu najbardziej oczywisty wybór.
  Zanim opowiem o samych ekspozycjach, warto wspomnieć o moim szczególnym stosunku do samego Zamku Królewskiego. Szczególnie tego warszawskiego, bo chociaż Wawel ma swoją niepowtarzalną atmosferę i jest niezaprzeczalnie piękny, to właśnie Zamek Królewski w Warszawie przez lata był siedzibą jednej z moich ukochanych postaci historycznych- króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Zamkowe wnętrza, które możemy dziś oglądać zostały w większości odrestaurowane do stanu z okresu jego panowania. Dzięki temu mają specyficzny charakter, oddający nie tylko realia epoki, ale także wiele mówiący o człowieku, który w nich mieszkał i decydował o ich wystroju, Ale po kolei, zacznijmy tę wycieczkę, jak bozia przykazała, od parteru.
  Na niższej kondygnacji Zamku nie ma w zasadzie śladu po pierwotnym przeznaczeniu budynku- cała przestrzeń, niestety łącznie z biblioteką królewską, została zaadaptowana na galerię sztuki. Wystawiane dzieła pochodzą ze zbiorów Muzeum Narodowego. Przyznać trzeba, że jest to zestaw imponujący - wielkie dzieła, równie wielkie nazwiska. Ale niestety ekspozycja po prostu fatalna. Pomieszczenia są zaciemnione, wszystkie okna skutecznie zasłonięto. To niezły pomysł, bo dzięki temu światło słoneczne nie przeszkadza w oglądaniu przedstawionych obrazów, nie odbija się od gablot. Zapomniano jednak, że trudno zachwycać się sztuką i kunsztem malarzy i rzeźbiarzy po ciemku. Nie można przyjrzeć się kolorom, trudno wyśledzić szczegóły, bo pojedyncze reflektory zawieszone pod sufitem dają bardzo mało światła.
  To niestety nie jedyny zarzut, jaki stawiam ekspozycji na parterze. Problem jest także z tabliczkami opisującymi dzieła. Gdzieniegdzie wiszą tak, że trudno się domyślić, którego eksponatu dotyczą (szczególnie źle opisane są gabloty), albo wręcz wiszą opisy do dzieł, których... tam po prostu nie ma, puste miejsce na ścianie. Zdarzają się także błędy literowe w nazwiskach twórców. To niby drobiazg, ale mający duże znaczenie dla całościowego odbioru wystawy.

  Sytuacja zmienia się zasadniczo, gdy wejdziemy na górę, do apartamentów królewskich. Pięknie oświetlone, starannie odrestaurowane pomieszczenia robią wielkie wrażenie. Skrzypiące drewniane posadzki nadają zwiedzaniu odpowiedni klimat, a czytelne tablice dostarczają wszelkich niezbędnych informacji zarówno o autorach dzieł znajdujących się w komnatach, przeznaczeniu samych pomieszczeń, jak i procesie ich odtwarzania po wojnie. Wspaniale! Jakby tego było mało, niewiele jest płotków odgradzających zwiedzających od eksponatów i zaburzających wygląd pomieszczeń. Poza tym, w każdym pokoju spotkamy pracownika muzeum, który w razie potrzeby odpowie na nasze pytania. Jeszcze piękniej byłoby, gdyby wszyscy zwiedzający umieli się stosownie w muzeum zachować. Rozkrzyczana, rozpychająca się rosyjska wycieczka zrobiła na mnie jak najgorsze wrażenie. Niestety nie sposób uniknąć takiego towarzystwa, więc pozostało udawać, że w ogóle ich nie widzimy i nie słyszymy.
  W sumie Zamek Królewski podzielono na dwie, bardzo odstające od siebie poziomem ekspozycje- marny parter i góra godna królewskiej herbatki. Albo nawet czwartkowego obiadu :)

Byliście już w Zamku Królewskim? Podobało się? Warto skorzystać z darmowego wstępu do rezydencji w listopadzie. A przy okazji- co myślicie o rozkrzyczanych wycieczkach w Warszawie, Krakowie czy Gdańsku (albo gdziekolwiek indziej)? Można sobie jakoś poradzić z tym, że nie potrafią się zachować i przeszkadzają innym? Czy znów wymyśliłam problem, który nie istnieje?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Porozmawiajmy przy herbacie